publikacje artystyczno-teologiczne

SPIS  PUBLIKACJI:

1. CELE  PROJEKTÓW  GRUPY  "PAN"

2. ARTYKUŁY  DO  KRAKOWSKIEGO  CZASOPISMA  "GŁOS BRATA ALBERTA"
3. PRE - LEKCJE
4. LISTY  DO  ARTYSTÓW


Zawierzenie się Matce Bożej jako Najlepszej Pisarce....


 ... jestem cała Twoja, dlatego korona tej pracy jest Twoją ...

Maryjo, Matko Jezusa i moja! Piszę Twoja dłonią, jak dziecko, gdy kładzie swoją maleńką rączkę na dłoń Mamy i wszystko co czuje to: ciepło, bezpieczeństwo i Twoje delikatne poruszenia, a potem całe wzruszone i radosne patrzy co takiego "napisało" będąc tak blisko Tej, która jest prawdziwą autorką....
napisałam: 19 marca 2013


AD.1. CELE  PROJEKTÓW GRUPY "PAN"



1.1. Cel projektu "I love gHoSia", wrzesień 2011r.
 pierwszy raz "technika" graffitti na płótnie, artystyczne bycie z Bogiem w Jego znaku "JHS" - pierwsze świadectwo artystyczne uznające Boga za Najgenialniejszego Artystę!

1.2. Cel projektu "MTA, mam talent absolutnie", listopad 2011r.
Kochani, cóż to za wernisaż?...pokazują obrazy i rysunki, fotografie i inne przedziwne rzeczy, recytują i grają i jeszcze do tego tańczą. Ten pomysł na wernisaż rodził się od kilku lat, kiedy już znudzona zbyt prostą formą tychże, zapragnęłam czegoś więcej...zapragnęłam prawdziwego zjednoczenia art...i stało się! Pokazują, tańczą, recytują, grają, a do tego spotykają się, by umacniać więzy. Najdrożsi, wymiar naszego człowieczeństwa jest ważniejszy od talentów i ich wielkości, a tez miłość, ta do innych i do siebie samego, tez jest ważna, a z pewnością najważniejsza! Jestem głęboko przekonana, że podział artystów na amatorów i profesjonalistów jest nieuzasadniony i krzywdzący. Jedni i drudzy są sobie nawzajem potrzebni, czyli niezależność amatorów i konkret techniczny profesjonalistów. Pomóżmy sobie nawzajem tak przeżywać swoje talenty, aby nie myślano o nas, że tylko chodzimy w chmurach. Życzmy sobie i nawzajem, abyśmy doświadczali w pełni swojego człowieczeństwa, czyli tworzyli swoim życiem ARCYDZIEŁA, pod tytułem "MIŁOŚĆ, "DOBROĆ", "NADZIEJA".

1.3. Cel projektu "Baśnie...muzyka...obrazy...", grudzień 2011r. 

Wernisaż i opowiadanie na żywo baśni specjalnie do prezentowanych prac, angażuje nie tylko odbiorcę, ale i tez samego autora prac, który słuchając baśni do własnych obrazów czy fotografii odkrywa siebie na nowo...Pragnę dla nas i naszych gości głębszego kontaktu ze sztuką, aby rozumieli ją i adoptowali dla własnego rozwoju, a do tego potrzebny jest czas, potrzebne są dodatkowe pobudzenia, choćby delektowanie się obrazami przy dźwiękach znakomitej muzyki i zasłuchanie się w treść pięknych baśni. Tym bardziej, że w projekcie biorą udział osoby, które rozwijają się jednocześnie w różnych rodzajach sztuki i na przykład działają równorzędnie w plastyce, muzyce, poezji, a ponadto są jeszcze pedagogami i wychowawcami, którym w sposób szczególny zależy na optymalnym rozwoju każdego człowieka. Myśląc jeszcze głębiej o celu projektu, muszę koniecznie zaznaczyć, że nie uznaję podziału na artystów o większym i mniejszym talencie, ani nie nazywam jednych amatorami a innych profesjonalistami. Jestem mocno przekonana, że takie "szufladkowanie" jest niezmiernie krzywdzące, gdyż warunki w jakich dojrzewają talenty każdego artysty są inne i nieporównywalne. Dlatego wymyśliłam takie pojęcie, takie wyrażenie dla zaspokojenia potrzeby identyfikowania artysty, a brzmi ono : "A&P - inaczej: spontaniczny konkret", co dalej wyjaśniam, że "amatorzy" mają tę cudowną cechę niezależności, płynności i spontaniczności, zaś "profesjonaliści" po uczelniach charakteryzują się głównie precyzją i znajomością technik, a co za tym idzie wszyscy jesteśmy sobie bardziej potrzebni niż nam się wydaje.

1.4. Cel projektu "MTA, miłość to największe Arcydzieło", podtytuł: "sztuka cenniejsza niż złoto, a Miłość cenniejsza od sztuki", czerwiec 2012r.

Naszym głównym celem jest tworzenie nowej jakości przestrzeni artystycznej we własnym środowisku twórczym i tak, gdzie będzie nam dane wyjeżdżać, promować PAN. Ta jakość to odniesienie do Geniuszu stwórczego samego Pana Boga, który stawiamy sobie do naśladowania w miarę naszych ludzkich możliwości i przy pomocy samego Pana Boga. Ta jakość to czysty i indywidualny styl życia, czysty styl tworzenia bez dosłownego naśladowania innych, bez używek, a także nie zamykanie się we własnych środowiskach twórczych tylko pełnienie dzieła miłosierdzia, tam gdzie nas Pan Bóg pośle, zaangażowanie się w życie społeczne środowiska, w którym żyjemy, dzielenie się własnymi talentami.
"mając wszystkie talenty , a nie mając miłości, bylibyśmy niczym..."
Chcemy pokazać poprzez pryzmat własnej wrażliwości i dziedzin sztuki, którymi się zajmujemy, czym jest miłość. Miłość jako relacja ludzka pojmowana różnorodnie w jest najważniejsza w naszym życiu. 
O jej nieprzecenionym znaczeniu nie trzeba dyskutować, wszyscy jesteśmy o jej wartości przekonani. Święty Jan Ewangelista pisze w swoich listach, że "Bóg jest Miłością", przede wszystkim Bóg jest miłością i miłosierdziem, dlatego to jest priorytet, to jest epicentrum naszego istnienia i działania. A święty Paweł w liście do Koryntian pisze, że "bez miłości bylibyśmy niczym", dlatego bez miłości artysta byłby niczym i niczym jego twórczość, gdy zapomina o prawdziwej miłości.

 
1.5. Cel projektu "MTA, mamy twórcze aspiracje", podtytuł: "Być niezależnym Niezależnością samego Boga", listopad 2012r.
Hmmm....aspiracje....może ambicje?...Stawiamy na aspiracje! Ambicje w dokładnym tłumaczeniu znaczą tyle co żądza uznania i jednocześnie cecha charakteru, a aspiracje to długotrwałe dążenia do określonego celu na podstawie hierarchii wartości oparte na możliwościach ich realizacji. Pragniemy mieć twórcze aspiracje, czyli pragniemy kreować, komponować, interpretować i odtwarzać rzeczywistość oraz nasze stany wewnętrzne w czasie, w rozłożonych na etapy artystycznych działaniach. Tak indywidualnie jak i w naszej twórczej wspólnocie. Mamy autentyczne twórcze aspiracje! Naszym celem jest permanentna troska o prawdziwość naszych dróg artystycznych. Troska o własny rozwój artystyczny z akcentem na "niezakopywaniu talentów", a wręcz ich eksplozji dla własnego dobra, dla bogactwa duchowego innych i dla świadectwa o samym geniuszu artystycznym Boga. Aspirujemy do tego, aby stać się w pełni artystami na miarę zadanych nam indywidualnych możliwości, bez porównywania się do innych, a tym bardziej do samego Boga, mając na myśli to, że Bóg aż stwarza, a człowiek tworzy, odtwarza. To potężna różnica, o której pragniemy pamiętać i wzrastać w pokorze wobec Boga i drugiego człowieka. Naszym nadrzędnym celem jest aspirowanie do bycia przede wszystkim pełną miłości kobietą-artystka i pełnym mężczyzną-artystą. Łączność z Bogiem, droga do Niego daje nam poczucie bycia niezależnymi Jego Niezależnością. Będąc z Nim zawsze razem na naszych drogach twórczych, stajemy się wolni, niezależni od własnego egoizmu, od wpływów, które mogą nam zagrażać. Bóg jest prawdziwą twórczością i prawdziwą miłością. A wiemy i czujemy głęboko w naszej naturze, że miłość jest największa. Tak więc aspirujemy do autentycznej miłości przez autentyczną twórczość!


  

"Adam Chmielowski-św. Brat Albert", akryl na płótnie, 2010



1.6. Cel projektu: "MTA, może teraz alternatywnie", podtytuł: "Jesteśmy wolni i w tej wolności wybieramy sztukę opartą na Bogu", luty 2013r.
Ten projekt zakłada dwa spójne ze sobą cele. Pierwszy cel, to uczczenie błogosławionego Fra Angelico - włoskiego artysty malarza dominikanina z epoki renesansu - patrona wszystkich artystów na świecie, którego powołał do tej godności sam bł. Jan Paweł II w 1984 roku, a którego liturgiczne wspomnienie obchodzimy 18 lutego.Drugi cel to świadectwo o wyborze Boga jako naszej Najlepszej Drogi artystycznej. Z pojęciem alternatywy, który zawarliśmy w tytule naszego projektu nieodzownie wiąże się proces decyzyjny i decyzja. Subtelna i bardzo ważna różnica między tymi pojęciami polega na tym, że proces decyzyjny nie zawsze doprowadza do konkretnej decyzji. My już zdecydowaliśmy! Niezaprzeczalnie Bóg jest dla nas alternatywą! Bóg jest dla nas "Wyjściem" wobec negujących Go w różny sposób fałszywych wartości jakimi chce nas karmić obecna rzeczywistość. Jesteśmy świadomi zagrożeń, dlatego tym bardziej chronimy się w Bogu, aby nieść nową jakość życia artystycznego w przestrzeń naszego miasta oraz przemieniać się wewnętrznie i tworzyć razem zdrową artystyczną wspólnotę. Błogosławiony Fra Angelico "postawił" na Boga, zaufał Mu. My również, mając taki przykład i takie orędownictwo jesteśmy pełni ufności, że nasza teraźniejszość i przyszłość jest bezpieczna!



1.7. Cel projektu: "MTA, Miłosci... Tobie Alleluja!...dziękuję za miłosć, za szansę kochania...dziękuję za miłość, za szansę tworzenia..." 18 czerwca 2013;
  Celem projektu jest podzielenie się radością ze wszystkimi, że nadal po dwóch latach działalności pracujemy artystycznie i rozwijamy się wspólnie jako grupa i też dbamy o swój indywidualny rozwój. Pragniemy dzisiaj szczególnie zwrócić Waszą i nasza uwagę na Tę Kobietę, która dwa lata temu posłuchała woli Boga Ojca i szepnęła do serca Małgosi jakie jest życzenie Boga Ojca. Tą cudowną Kobietą jest Maryja, czczona przez nas w wizerunku MTA – Mater Ter Admirabilis co oznacza po polsku Matka Trzykroć Przedziwna. Jest Ona Pra-założycielką i Najlepszą Opiekunką grupy. Od Jej imienia MTA biorą początek wszystkie tytuły naszych projektów. To Ona jest Inspiratorką. Dnia 4 i 19 sierpnia 2012 roku, to jest w pierwszą sobotę miesiąca i rocznicę objawień fatimskich, Małgosia napisała akt zawierzenia artystów Matce Chrystusa – Najgenialniejszej Artystce. Na prośbę ks. Sławomira Kowalskiego– kierownika duchowego Małgosi i po jego wstępnej weryfikacji akt ten został skorygowany 12 kwietnia 2013 roku w jej obecności przez kierownika Katedry Eklezjologii Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie – ojca profesora dr hab. Andrzeja A. Napiórkowskiego – paulina z bazyliki na Skałce w Krakowie.
A dzisiaj 18 czerwca, dokładnie o godzinie 19tej mijają dwa lata i jeden dzień naszej działalności. Wczoraj obchodziliśmy w całym Kościele katolickim wspomnienie świętego brata Alberta, którego imię nosi nasza grupa. Z przyczyn obiektywnych dzisiaj świętujemy naszą rocznicę, a też nie jest to przypadek, bo dzisiejszą patronką dnia jest święta z XII wieku Elżbieta z Hesji w Niemczech. Była benedyktynką w klasztorze w Schonau (czyt. Szynau). Przeżywała liczne wizje, ekstazy i objawienia szczególnie podczas Eucharystii. Te przeżycia dotyczyły życia, męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa oraz Wniebowzięcia Maryi. Objawieniom towarzyszyły wezwania do pokuty i reformy w Kościele. Jak wiemy nie ma przypadków, dlatego odbieramy to opatrznościowo, że Elżbieta dyskretnie patronuje nam dzisiaj. To, co robi nasza grupa nie jest typowe dla życia artystycznego jakie teraz obserwujemy. Wybraliśmy drogę trudniejszą, ale przede wszystkim Bożą. Właśnie to, że Bożą jest najważniejsze! Stajemy się znakiem sprzeciwu. Tak na prawdę proponujemy reformę dla postrzegania artyzmu i ścisłego pięknego życia z Bogiem. Stajemy się prośbą do Kościoła o pomoc w przywracaniu nam artystom godności dziecka Bożego. Tego przede wszystkim pragniemy dla siebie i innych artystów na całym świecie. Mamy gorącą nadzieję, że Kościół usłyszy naszą pokorną prośbę. Wyznajemy nasza niemoc, słabości i ograniczenia. Pragniemy miłości Kościoła, bo jest dla nas bardzo żywą prawdą ta o tym, że Chrystus jest głową Kościoła, a my jego członkami.




AD.2. ARTYKUŁY  DO krakowskiego kwartalnika "GŁOS  BRATA  ALBERTA"



2.1. Numer 3 (70) lato 2012 - artykuł o grupie PAN



2.2  Numer  4 (71) jesień 2012



OKIEM I SERCEM
To nowy cykl krótkich artykułów, w których obrazy Adama Chmielowskiego - Brata Alberta, prezentowane na okładce „Głosu”, spróbujemy zobaczyć okiem i sercem artysty. P. Małgorzata Tuszyńska nie tylko sama maluje, ale jest wielką czcicielką św. Brata Alberta (założyła grupę artystów PAN, czyniąc go jej patronem). Widzi i czuje rzeczy niedostępne laikowi  – może dzięki jej słowom i nam się uda zobaczyć więcej niż dotąd, nawet jeśli nie we wszystkim zgodzimy się z jej interpretacją.

O obrazach Adama Chmielowskiego – Brata Alberta

Wstęp do cyklu

Cała twórczość Adama Chmielowskiego jest odzwierciedleniem powtarzanych kilkakrotnie słów, że sztuka w jego życiu ma znaczenie drugoplanowe. Na pierwszym miejscu jest Bóg, zgodnie z pierwszym przykazaniem dekalogu: "Nie będziesz miał cudzych Bogów przede Mną". Adam zmagał się ze sobą, by nie być zniewolonym przez swój talent: ujarzmiał go i szukał woli Boga. Otrzymał od Niego łaskę dystansu do własnej twórczości. Każde jego dzieło jest wyjątkowe – w każdym obrazie i rysunku Adama widać poszukiwanie formy, treści, środków i głębi ducha. Prace Adama pulsują i zatrzymują. Emanują subtelnym przekazem innej, właśnie Bożej rzeczywistości. Obrazy Adama są bardzo wychowawcze dla wszystkich oglądających, zarówno dla artystów jak i osób nie związanych ze sztukami plastycznymi. Adam pozostawia w swych obrazach pewną niewypowiedzianą pędzlem i  farbą część, którą może odkryć sam oglądający. Malarstwo „dosłowne”, akademickie, "wyczerpuje dogłębnie obraz", gdzie widz ma małą szansę na dołożenie do niego swoich myśli. A u Adama  właśnie rzecz ma się inaczej... Adam zaprasza do rozmowy ze swoimi obrazami, do refleksji, do kontemplacji samego Boga, którego przedstawia w głębinach duchowych treści obrazu, a także w formie i środkach. Jestem przekonana, że inaczej nie można spojrzeć na jego twórczość. To, w jaki sposób potraktował talent plastyczny od Boga, pokazują same obrazy, które mają znamiona doskonałości, niezależności, z iskrą geniuszu samego Boga. Obrazy Adama powinny być opisywane teologicznie – to czysta teologia pędzla artysty malarza, gdyż właśnie on, Adam, poddany woli Bożej w różnych etapach życia, był autentyczny we wszystkim co robił: walczył z pasją, malował z pasją, oddał się ubogim z pasją. Był radykalny – poświęcił talent, aby nowe pokolenia artystów podążały do źródła twórczości, jakim jest sam Bóg. Tu też tkwi cała tajemnica jego twórczości i powołania: był pierwszym polskim malarzem symbolistą i założycielem nowego zgromadzenia. Był wolny wolnością samego Boga, dlatego jego życie jest jego największym arcydziełem.


„Dziewczynka z kapeluszem”

Obraz powstał w Zarzeczu k. Jarosławia. Był to czas powrotu Adama z Niemiec, czas pamięci o swoim zmarłym przyjacielu, malarzu Maksymilianie Gierymskim. Dzieło przedstawia Janinę Chojecką, jedną z córek Klementyny i Stanisława Chojeckich. "Dziewczynka z kapeluszem" odsyła mnie do fragmentu z Ewangelii, gdzie Jezus mówi: "Jeśli  nie staniecie się jak dzieci…" (Mt 18, 3). Ten obraz to nie tylko portret spokojnego, zamyślonego i dobrze wychowanego dziecka. Jezus w Ewangelii mówi do nas także: "Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą" (Mt 5, 8); obraz dziewczynki to przede wszystkim symbol niewinności, skromności, czystości, ufności – szczególnego wewnętrznego dziecięcego piękna i miłości. W liście wysłanym z Monachium do Lucjana Siemieńskiego z 4 kwietnia 1870 r. Adam napisał takie słowa: "…ale przecież czego nienawidzę w obrazie, to brutalności"; w omawianym obrazie nie ma brutalności pod każdym względem. Jest delikatny, poetycki przekaz dziecka i jego nienaruszonej natury w aurze łaski Bożej. Dlaczego z takim pietyzmem Adam namalował dziecko, dyskretnie zasłaniające się kapeluszem?  Był wrażliwy na każdy fałsz w  różnych aspektach życia. Zarówno ten obraz jak i cała jego sztuka jest autentyczna, szczera, podporządkowana człowieczeństwu. Adam ze sztuki uczynił służkę, a sam jej nie służył. Był w  komunii z Bogiem-Artystą, był z Nim zawsze razem.




2.3. Numer 1 wiosna (72)  2013

 "Dziewczynka z pieskiem"

„ (..) Mówią, że styl to człowiek, nie wiem o ile to prawda, ale, że obraz i ten co go robi, to jedno, to o tym jestem dowodnie przekonany. (…) Jakiego Bóg człowieka stworzył, takie i obrazy będzie robił.” Te bardzo trafne słowa w stosunku do siebie samego i innych malarzy, zostały zapisane przez Adama Chmielowskiego w 1870 roku. Pochodzą z jednego z wielu listów wysłanych z Monachium do Lucjana Siemieńskiego. Cztery lata później, w roku 1874, Adam namalował pięć obrazów, a między innymi kolejny przedstawiający dziecko, zatytułowany „Dziewczynka z pieskiem”. Jego małą bohaterką jest Wanda Chojecka, później Pietruska, jedna z córek Klementyny z Siemieńskich i Stanisława Chojeckich. Portret powstał  w Zarzeczu k/Jarosławia. Ten obraz jest dowodem na już wykształcony styl naszego artysty. Podobnie jak i w innych obrazach - gdzie treścią główną jest przedstawienie osoby  -  malarz świadomie posługuje się dość skromną paletą kolorów oraz uproszeniem formy. Widoczne jest tu także dążenie do kontrastowania w obszarze barw, a przez to uzyskiwanie określonego nastroju i wyraźnego przekazu emocjonalnego, co w efekcie kieruje moje zamyślenia nad tym obrazem w stronę symboli i świata duchowego.
Moje oko widzi małą, beztroską Wandę stojąca z pieskiem na smyczy, jakby się zatrzymała w swoich codziennych dziecięcych zabawach, gdzieś w ukochanym przez nią domu pełnym bezpieczeństwa i miłości rodzicielskiej. Widzę światłość wokół jej ślicznej postaci. Światłość, emanująca przede wszystkim z twarzy, wyrażającej również ciekawość świata, zdecydowanie i mądrość.
Swoim sercem odkrywam ciszę, jaka spowija tę prosta scenę zatrzymania się dziecka z jego pupilem. I zanurzam się w tę ciszę… Snując refleksje na portretem małej Wandy, moje myśli skupiły się na fragmencie Ewangelii, gdzie czytam o dwunastoletnim Jezusie: „Siedział pośród nauczycieli, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy, którzy go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami”(1). Wiem od św. Łukasza, że w dalszym ciągu wydarzeń Maryja i Józef pełni zatroskania, szukali Syna. Mały Jezus odpowiedział spokojnie i pewnie :„Dlaczego mnie szukaliście? Czy nie wiedzieliście, że muszę być w tym co jest mego Ojca?” (2) Dziecko w naturalny sposób wyczuwa gdzie jest dla niego najlepiej, najbezpieczniej i śmiało to wyraża, z kolei ja, dorosła osoba, miewam z tym problem w codziennym dynamicznym funkcjonowaniu. Dlatego, nieustanne nawracanie się ku szczerej relacji z samą sobą, z innymi i z Panem Jezusem, przywraca mi ufność, poczucie stałości oraz łączności z Bogiem Ojcem. ON sam wychodzi naprzeciw, abym patrzyła na życie czystym sercem. Jest to Jego niezaprzeczalna wolą. Sam powiedział: „Znam wasze potrzeby, pragnienia i to wszystko, co jest w was, ale jak bardzo byłbym szczęśliwy i wdzięczny, gdybym zobaczył, że przychodzicie do Mnie i powierzacie Mi swoje potrzeby, jak to czyni pełne ufności dziecko wobec swojego Ojca” (3). Życzę nam wszystkim łaski nieustannego odnawiania się w relacji „święte dziecko – ŚWIĘTY  OJCIEC”.

(1)  - Ewangelia św. Łukasza, rozdz. 2, w. 46-47, Pismo Święte, Edycja św. Pawła, 2008
(2) – Ewangelia św. Łukasza, rozdz. 2, w. 49, Pismo Święte, Edycja św. Pawła, 2008
(3) – „Ojciec mówi do swoich dzieci”, „Zeszyt I – Orędzie naszego Ojca”,
   fragment z objawienia Matce Eugenii Elżbiecie Ravasio, s. 26






 2.4. numer 2 lato 2013 (73)
„W oborze”

Obraz został namalowany w 1874 roku w Zarzeczu. Adam Hilary Bernard Chmielowski podarował go miejscowemu proboszczowi, gdzie pozostał do I wojny światowej. W latach 1919- 1961 dzieło było własnością prof. Dra Adama Wrzoska z Poznania. Przez następne 20 lat do roku 1981 obraz gościł u Ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Potem był własnością Ks. Kardynała Józefa Glempa Prymasa Polski. Jak piszą znawcy biografii A. Chmielowskiego, jego artystyczna postawa charakteryzującą się wnikliwą obserwacją  pospolitej rzeczywistości nie spotkała się jednak z uznaniem ze strony protektora artysty, Lucjana Siemieńskiego. Rozdźwięk ten spowodował, że Adam opuścił przyjaciela i wyjechał do Warszawy. Obraz „W oborze” jest ostatnim namalowanym w Zarzeczu.
 Co tak do głębi porusza mnie w tym „pozornie realistycznym” obrazie?… Widzę spokojnego, uśmiechniętego mężczyznę, który w geście zamyślenia, podpiera się prawą ręką…. Może przysiadł by odpocząć, zastanowić się i cieszyć się z tego co ma, czym się zajmuje na co dzień. I cieszy się, że to co ma jest dobre… W tym prostym, gospodarskim pomieszczeniu panuje atmosfera spokoju, pewnego rodzaju błogostanu, świętowania. Może to niedziela… czas święty, podarowny od PANA… Czytam w Księdze Rodzaju, że po tym jak Bóg stworzył świat i człowieka odpoczął po swym trudzie  „I widział Bóg, że wszystko co stworzył było bardzo dobre”(Rdz 1,31). Zatem istota ludzka i wszystko inne stworzone jest boskie ze swej natury (por. Rdz 1,27). Cóż człowiek może zrobić ze swojej strony?... Na podobieństwo Boga opiekuje się tym co otrzymał, co tworzy i przetwarza, tym za co jest odpowiedzialny….w pierwszej kolejności opanowuje sztukę życia rozwijając zadane mu talenty i ma tym samym szansę na pzostawienie dobra po sobie. W Katechizmie Kościoła Katolickiego w pkt. 282 czytam:” Katecheza o stworzeniu ma pierwszorzędne znaczenie. Odnosi się do samych podstaw życia ludzkiego i chrześcijańskiego, ponieważ precyzuje odpowiedzi wiary chrześcijańskiej na podstawowe pytania, jakie stawiali sobie ludzie wszystkich czasów: „Skąd przychodzimy?”, „Dokąd idziemy?”, „Jaki jest nasz początek?”, „Jaki jest nasz cel?”, Skąd pochodzi i dokad zmierza wszystko, co istnieje?”. Dwa pytania: o początek i pytanie o cel, są nierozdzielne. Obydwa decydują o sensie i ukierunkowaniu naszego życia i naszego działania”. Jestem mocno przekonana, że tak jak uczy katolicki Kościół, stworzony przez Boga świat i wszystko co ma służyć człowiekowi pochodzi z Jego wolnego zamysłu miłości i mądrości. Bóg – Stwórca i człowiek – twórca to w takim razie pełna miłości relacja Osoby obdarowującej i osoby obdarownej.  Co zatem człowiek potrafi? Gdzie tkwi sens pomnażania talentów danych od Boga?... Odpowie na to sam Adam Chmielowski w swojej krótkiej i treściwej reflekcji artystycznej„ O istocie sztuki”; napisał tam: „Udziałem człowieka jest siebie samego zakląć w słowo, kamień, tony – przez to jest nieśmiertelny nawet na zemi, nie umiera, zostaje jako przyjaciel albo mistrz dla tych co przychodzą po nim. Szereg tych przodków moralnych to bogactwo i szlachectwo ludzkości, nitka co ją łączy z Bogiem, droga do prawdy”.  Bóg jest Prawdą, jest prawdą o nas samych, że tylko w łączności z Nim żyjemy, jesteśmy i tworzymy każdą naszą idnywidualna  rzeczywistość. Akceptacja niezaprzeczalnego faktu, że Bóg wie najlepiej, czyni nas szczęśliwymi i spełnionymi. Bo On jest :„wyższy od mojej wysokości i głębszy od mojej głebi” – zapisał św. Augustyn. Na zakończenie tych rozważań pragnę zacytować mój wiersz, życząc sobie i wszystkim nieustannego odnajdywnia sensu miłości do Boga Ojca Stworzyciela.

Skąd przychodzimy?...
ze światłości przedwiecznej
z zarodka dobra

z geniuszu


Czym jesteśmy?...

światłami świata

"chodzącym" dobrem

talentem z Talentów


Dokąd idziemy?

do tej ŚWIATŁOŚCI

do tego DOBRA

do tej MĄDROŚCI  NAD  MĄDROŚCIAMI


13 października 2010 roku


2.5. numer 3 (74) jesień 2103

"Portret Sygietyńskiego"

"Portret Antoniego Sygietyńskiego" powstał w 1875 roku. Bohater obrazu był obok Henryka Sienkiewicza jednym z odwiedzających pracownię Adama Chmielowskiego, która mieściła się w Hotelu Europejskim w Warszawie. Za pewne nasz artysta malarz zainspirował się tak wszechstronną postacią polskiego powieściopisarza, a także krytyka literackiego, muzycznego, teatralnego jakim był Antoni Sygietyński, który zresztą też komponował i grał na fortepianie, znał się na estetyce i historii sztuki oraz jak podają jego biografowie nie obce były dla mu zaawansowane zagadnienia matematyczne.
Portret Sygietyńskiego posiada dokładnie ten sam zamysł twórczy jak wcześniej prezentowane portrety dzieci, to znaczy: najwyraźniej oddziaływuje twarz przedstawionej osoby, natomiast "reszta" ma wyraźny charakter drugoplanowy. Dlatego nie sposób przejść obojętnie wobec tego co emanuje z oblicza sportretowanego mężczyzny, a pragnę tutaj wskazać na pełne światła oczy, łagodność i zdecydowanie, wrażliwość i to co według mojego skromnego zdania najważniejsze: przebijający jasny wewnętrzny świat ducha. Wiem, że Adam Chmielowski poszukiwał ducha i jego głębin nie tylko w sobie, ale też w otaczającym go świecie, a szczególnie w ludziach, będąc przekonanym, że wszystko ma na sobie dotknięcie Boga. Czytając Katechizm Kościoła Katolickiego (1705) odkrywam tę wciąż żywą prawdę, że:" Człowiek dzięki duszy i władzom duchowym jest obdarzony wolnością, szczególnym znakiem obrazu Boga". A zatem sam Bóg jest Duchem i możemy znaleźć Go w człowieku, w przejawach jego aktywności do jakiej został powołany właśnie przez Boga Ojca Stworzyciela, Dawcę wszelkich talentów. Adam Chmielowski zapisał, że " dzieła sztuki są duchem i do ducha prowadzą", co oznacza, że mogą prowadzić do Boga, do odkrywania jego żywej Istoty. Jakże pięknie spajają się te dwa tylko pozornie oddzielne światy: świat Boga i świat człowieka. W słowniku zawartym w Biblii Tysiąclecia pojęcie "duch" oznacza: "tchnienie Boże, twórcze słowo lub twórcza moc Boża, panująca nad wszystkim i wszystko ożywiająca". Do czego zmierza moja refleksja, gdy "patrzę" sercem ?...Człowiek, jest powołany do życia przez Boga, żyje dzięki Jego tchnieniu. Każdy z nas był w Jego odwiecznym zamyśle tak jaki i Antoni Sygietyński, który jest dziełem Boga. A cóż to za dzieło?... to człowiek, mężczyzna, artysta, "ścisły umysł", można napisać, że to istota uniwersalna, powołana do życia z miłości jak każdy z nas i jak jak każdy z nas do ubogacenia świata, a przez to oddania chwały swojemu Stwórcy. Skoro człowiek jest dziełem Boga, to co może być dziełem człowieka?... dziełem człowieka jest jest nade wszystko jego człowieczeństwo oparte na miłości z jakiej został stworzony. Pragnę dla siebie samej i dla nas wszystkich tego ciągłego odkrywania kim jesteśmy, co się dzieje z naszym duchem, który pochodzi od samego Boga Miłości.


2.6. nr 4 (75) zima 2014
"Ogród miłości"

Oraz powstał 1876 roku i mieści się obecnie w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie.
Podobnie jak i w innych obarzach widzię tu zawężoną gamę kolorystyczną, uproszczenie formy co odnosi mnie ponownie do świata symboli, a co za tym idzie uruchamia głęgoką reflaksje nad całym zamysłem artysty zawartym w tym obrazie. Adam Chmielowski zatytułował to dzieło "Ogród miłości"... czym jest ogród? a czym jest miłość?... ogród to miejsce przeznaczone do pielęgnacji roślin, a miłość to pojęcie bardziej złożone odnoszące się do uczuć, stanów emocjonalnych, relacji międzyludzkich i postaw. A teraz mając w pamięci te pojęcia wracam do obrazu - oglądałam go wielokrotnie w muzeum i za każdym razem wprawiał mnie w podziw i długą refleksję... dzieło jest sceną rodzajową przedstawiającą różne osoby w różnej relacji. Widzimy między innymi i parę zakochanych i parę przyjaciół. Pora zmierzchu dodaje czystej i intymnej atmosfery, która dotyka aż mistycyzmu. Przedstawione drugoplanowo ognisko oddaje pełnię uroku tego korowodu pięknych relacji ludzkich. Zamykając oczy a wsłuchując się w serce, czuję się zaproszona do takiego ogrodu miłości gdzie, pielęgnowana jest miłość, gdzie ważny jest przede wszystkim drugi człowiek i jego dobro. A gdzie jest taka altruistyczna postawa, tam z pewnością jest obecny sam Bóg, który jest Miłością. 


Myslę też dalej....Czyż ten ogród nie jest zwiastunem raju?... czyż nie jest tym czego wszyscy się spodziewamy i tęsknimy pośród codziennych trudów życia?... a kto udowodnił miłość Boga do nas?... Jezus Chsrystus.... było cierpienie w ogrodzie Oliwnym, było biczownie, było cierniem ukoronowanie, była Droga Krzyżowa i był sam Krzyż.... Bóg tak bardzo nas kocha, że poprosił swego Syna, a Syn się zgodził.... zgodził z miłości... a potem był ogród Zmartwychwstania... i będzie życie wieczne w Królestwie Niebieskim.


2.7. nr 1 (76) wiosna 2014
„Sanie”
Prosty krajobraz zimowy… tylko zarysowany horyzont, delikatnie wznoszący się ku prawej stronie. Skromnie ubrany mężczyzna na saniach o rysach przypominających samego autora obrazu. To młodszy brat Adama Chmielowskiego – Stanisław. Cóż go zatrzymało w podróży przez śniegi? Przykryty ciepłym kocem, wpatrzony w dal? Czy jest zamyślony, czy też zobaczył COŚ, co przykuło jego uwagę?...
Z tego bliskiego nam podolskiego pejzażu zimowego, moim sercem przeniosłam się do Drugiej Księgi Królewskiej, gdzie czytam o proroku Eliaszu: „oto zjawił się wóz ognisty wraz z rumakami ognistymi (…), a Eliasz wśród wichru wstąpił do niebios” (1Krl 2,11).
Moją duszę porusza niezwykły kontrast tych obu scen: zimowy statyczny  krajobraz z samotnym Stanisławem jakby wsłuchującym się, wpatrzonym w dal… i pełen akcji moment odejścia Eliasza do nieba, na wozie ognistym i wśród wichru, a świadkiem wydarzenia był jego następca Elizeusz.
Serce mi podpowiada, aby teraz jeszcze krótko wyjaśnić znaczenie imion bohaterów opisywanych wyżej scen. Stanisław oznacza tyle co „ustanawiający sławę”1), a Eliasz dosłownie znaczy „moim Bogiem jest Jahwe”.
Jakkolwiek widzimy odrębne scenerie w których zanurzeni są opisywani Stanisław i prorok Eliasz, łączy ich więcej niż różni. Zarówno jeden jak i drugi należą do Ojca Stworzyciela – Boga Jahwe. To On ich stworzył, tchnął w nich życie i do Niego powracają po swojej zakończonej ziemskiej misji. Głównym zadaniem człowieka jest - przy pomocy łaski Bożej - zaprowadzać Królestwo Niebieskie już tu na ziemi i ustanawiać, utwierdzać przede wszystkim sławę i chwałę samego Boga Ojca. To piękne zadanie zaczyna się od spotkania z Bogiem na modlitwie, gdzie Bóg mówi, a człowiek słucha. Prorok Eliasz w Liście św. Jakuba (5,17) i Ewangelii św. Łukasza (4,25; 9,30) przedstawiany jest jako wzór osoby modlącej się, czyli „zatrzymanej” na życiu w Bogu, z Bogiem, dla Boga. Nasz Stanisław na saniach też się zatrzymał, być może, że głęboko myśli i dociera do najskrytszych swoich tęsknot, a w konsekwencji czeka na objawienie się woli Stwórcy dla jego życia… jego twarz na tym obrazie nie jest zbyt wyraźna, niemniej iskra blasku, której można się na niej dopatrzeć, a także pewnego rodzaju „światłość” w samym obrazie malarskim, może świadczyć o spotkaniu i wewnętrznej modlitwie ze swoim Niebieskim „Ojcem świateł, który jest wszelkim dobrem i doskonałością” 2).
Sam autor obrazu w notatniku rekolekcyjnym tak wypowiedział się o modlitwie: „Jaka modlitwa taka doskonałość, jaka modlitwa taki dzień cały. Na darmo usiłujemy postąpić przez inne środki, inne praktyki, inną drogą. Modlitwa jest warunkiem nawracania dusz. Bez modlitwy nie podobna wytrwać w powołaniu”. W innym miejscu zapisał: „Zjednoczenie z Bogiem jest ważniejsze od wszelkich innych obowiązków, w nim jest najpewniejszy środek doprowadzenia wszystkiego ku dobremu. Modlić się, wierzyć nie wątpiąc”.
Każdy z nas, niezależnie kim jest i jakie powołanie realizuje na co dzień, posiada tę zdolność otwierania się na słowo Boga, aktem wolnej woli. Czy to prorok, charyzmatyk, czy ktoś kto każdego dnia zajmuje się tylko z pozoru zwykłą czynnością jest zaproszony do dialogu z Bogiem Ojcem, dialogu o miłości. Bóg stworzył cały rodzaj ludzki z miłości przy pomocy bardzo prostego środka jakim była glina, ziemia. Tak… Bóg zapragnął nas przede wszystkim z miłości i Jego tęsknotą jest, byśmy obrócili się w miłość, ponieważ jesteśmy na jego obraz i podobieństwo, a do tego potrzebny jest właśnie dialog z Nim w postaci modlitwy.

1)      Polska ma dwóch patronów o imieniu Stanisław – św. Stanisław ze Szczepanowa, biskup krakowski, męczennik ( XI w.), kanonizowany przez papieża Inocentego IV i św. Stanisław Kostka, jezuita (XVI w.), kanonizowany przez papieża Benedykta XIII
2)      Por. List św. Jakuba, 1,17



 nr 2 (77) lato 2014
Krajobraz wieczorny (Nastrój wieczorny)

Ten maleńki i nastrojowy obraz namalowany na przełomie 1879/1880 roku należy do kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie. Został podarowany do zbiorów przez Erazma Barącza. Dzieło, to prawdopodobnie studium obrazu zwiastujące kolejny pokaz niezwykłego wyczucia kolorystycznego naszego artysty.
Kolorystyka obrana przez Adama Chmielowskiego wskazuje na poszukiwania duchowe, a wyraził to przede wszystkim w barwach fioletowych i różowych. Dzieło ma cechy nokturnu malarskiego. Obraz spowija pewien rodzaj ciszy, tak naturalnej, że można by dosłuchać się w nim nawet dźwięków, muzyki przyrody przygotowującej się na nadejście ciepłej nocy. Nie mogę pominąć wyakcentowania pięknej, znakomitej kompozycji progresywnej obrazu: niebo stanowi tutaj dwie trzecie powierzchni twórczej, co odbieram jako symbol przeważania tego co najistotniejsze… panoramiczne ujęcie pejzażu również symbolicznie podkreśla „rozległość” ludzkich i Boskich myśli i odczuć. Odnoszę wrażenie, że ten obraz „nie chce się skończyć”, że rozrasta się oraz „dzieje się”…
Otwierając szerzej moje serce „widzę” tę scenę z Ewangelii św. Łukasza (rozdz.24 wers:29) jak uczniowie w drodze do Emmaus - z poczuciem wielkiej porażki i zawodu- spotykają samego Zmartwychwstałego Pana Jezusa Chrystusa, który nie ujawniając Siebie, tłumaczy z miłością wszystkie sprawy Jego śmierci i chwały. Nawet po tym jak Pan Jezus wytyka im brak rozumu i lenistwo serca, nie zdobywają się na refleksję: a któż idzie z nami?... gdy z nastaniem wieczoru zbliżyli się do wsi, ogarnięci dobrocią Nieznajomego „nalegali: Zostań z nami, gdyż zbliża się wieczór i dzień dobiega końca. Wszedł więc, aby pozostać z nimi”. Jest wieczór… apostołowie ze zwykłej gościnności zapraszają swojego Towarzysza podróży i Jezus im się ujawnia podczas modlitwy uwielbienia i łamania chleba, po czym staje się dla nich niewidzialny… czytając dalej Ewangelię widzimy, że tak mocno przejęli się spotkaniem z Jezusem, że jeszcze tej samej nocy wybrali się do Jeruzalem, by przekazać tę najradośniejszą wiadomość innym apostołom: „Pan prawdziwie zmartwychwstał” (24, w:34) i w tym momencie Jezus ponownie im się pokazał obdarzając ich znakiem pokoju (24,w:36). Jak mogę dostrzec, to Pan Jezus często wybierał pory wieczorne lub nocne na najważniejsze wydarzenia: …chociażby modlił się w Ogrodzie Oliwnym przed wyborem śmierci krzyżowej (Łk 22,39-46)… to były Jego Boskie nokturny… rozmowy z Ojcem w ciszy, bez udziału innych osób… wsłuchiwanie się w słowa Ojca… w to, co mądre i ważne według Niego Najwyższego, który wszystko wie najlepiej… Tak… cisza jest potrzebna, by usłyszeć głos Boga. W takim razie pytamy: czy człowiek współczesny zna ciszę? Czy lubi ciszę? Czy wręcz pożąda ciszy?... Nie chcę nikogo osądzać, mówić za innych. Natomiast z obserwacji świata w moim sercu rodzi się pewna smutna, ale nie beznadziejna refleksja: ludzie ludziom wykradają ciszę, czyni to również sam przeciwnik nasz i Boga. To wykradanie tak cennej ciszy dzieje się już dniem i nocą, gdzie współczesny człowiek jest wręcz zalewany informacjami, propozycjami „nie do odrzucenia”, okazjami na „ostatnią minutę”. Zatem cisza stała się „towarem bezcennym”… A w ciszy przychodzi Bóg dający pokój i wytchnienie, dający miłość. Przychodzi najlepszy Ojciec z najlepszymi ofertami na życie z minuty na minutę w kierunku wieczności…

Cmentarz Włoski

Muzeum Narodowe w Krakowie, rok powstania 1880
Obraz pierwotnie należał do zbiorów Zofii Kostaneckiej Ernstowej. Zdeponowany został w Muzeum Narodowym w Krakowie w roku 1942, dawniej był własnością prof. dra Kazimierza Kostaneckiego, który nabył go od pierwszego właściciela jakim był Leon Wyczółkowski.
Autor obrazu, kolejnego pięknego nokturnu malarskiego, posłużył się tutaj kolorystyką tzw. dopełniającą, którą rozumiemy jako połączenie barw ciepłych i zimnych na jednej przestrzeni dzieła. Widzimy gorące barwy pomarańczowo-czerwone uspokojone i „wyziębione” przez całą gamę odcieni koloru granatowego, zwanego w języku profesjonalistów „indygo”. Adam Chmielowski nie tylko znakomicie posłużył się tą wiedzą. Poszedł dalej – wprowadził dodatkową harmonię przez drugoplanowe rozmieszczenie białej - jakby się zdawało - architektury nagrobnej. Niezwykłość naturalnego światła wieczornego charakterystycznego dla tamtej szerokości geograficznej podkreśla nastrojowość tego uznanego dzieła sztuki. Krążąc pośród powyższych wyjaśnień, serce podpowiada mi, aby już przejść do sfery serca i duszy… a ona łagodnie szepce mi, aby zająć miejsce u stóp naszego PANA i ZBAWICIELA, JEZUSA… tak więc… choć nasz święty katolicki Kościół ma „swoje pory roku” w ciągu dwunastu  miesięcy cyklicznego okresu liturgicznego, to moje serce naprowadza mnie na Arcydzieło Zbawienia, którego dokonał Chrystus, a dzięki Duchowi Świętemu rozlewa się to na codzienne moje myślenie, nie tylko w czasie Wielkiego Postu. Nasz Zbawiciel przychodził, czyli objawiał się wielu świętym, którzy umiłowali Jego poświęcenie i rany, a szczególnie wybranych obdarzał stygmatami swojej Męki dla świadectwa i zbudowania w wierze, dla podsycania miłości do Niego.
 W liście do Filipian 2,6-7, czytam: „On mając naturę Boga, nie uznał za stosowne korzystać ze swojej równości z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjmując naturę sługi…”. To dzieło Odkupieńcze dokonało się ostatecznie w Wielki Piątek, gdy Jezus na Krzyżu w wielkim bólu i ostatkiem sił powiedział: „Wykonało się”. Tak mocno w swoim sercu rozważam ostatnio XIV stację  Drogi Krzyżowej – „Złożenie do grobu”, która odnosi mnie do następnego radosnego etapu czyli Zmartwychwstania Chrystusa. Prorok Izajasz napisał pięknie o tym, o Nim, że „Po swojej udręce zobaczy światłość i nasyci się” (Iż 53,11: „Czwarta pieśń o słudze Pana”). Nam też On obiecał ciała zmartwychwstanie i życie wieczne z Nim. Taka jest nasza wiara i nadzieja – grób jest tylko na chwilę, „przebywanie” na cmentarzach jest tylko na chwilę, co też dobrze tłumaczy dokładne znaczenie słowa „cmentarz”, którego nazwa pochodzi z jęz. łacińskiego, które z kolei jest zlatynizowaną formą z jeż. greckiego i oznacza wyrażenie „miejsce spoczynku” lub czasownik „spać”. Sobór rzymski w 1059 roku nadał cmentarzom miano „świętych pól”, które rozumiem jako przejściowe miejsce w oczekiwaniu na życie w pełni świętości.
Taka moja końcowa ludzka refleksja odnosi się do  momentu czyjejś śmierci i chwili jej pogrzebu… śmierć skłania do głębokiej zadumy, smutku, łez, wywołuje ogromny ból z powodu rozłąki ze umarłym… to takie ludzkie i tak dobrze rozumiane przez Jezusa Chrystusa, kiedy udał się do swoich zrozpaczonych przyjaciół i uczynił cud zmartwychwstania Łazarza. Nikt bardziej niż Bóg Stworzyciel i nasz najlepszy Ojciec nie rozumie dramatu grzechu człowieka i jego konsekwencji czyli śmierci. Tylko Bóg najgłębiej to pojmuje, dlatego nie obraził się na wieki na ludzkość, tylko zesłał swojego Syna, aby Ten z własnej woli przyjął na siebie wszystkie upadki człowieka i doprowadził go do chwały niebieskiej. Jezus Chrystus z miłości zgodził się przejść przez „ciemną dolinę śmierci”, z miłości przyjął cierpienie, „dlatego Bóg Go wywyższył” (Flp 2,9) i nas chce też wywyższyć, nie zatrzymywać na poziomie grobu i całkowitej destrukcji. Bóg jest Miłością i z ostateczną śmiercią nie ma nic wspólnego. Bóg szuka człowieka do ostatniej chwili, aby móc cieszyć się z nim nieustającą światłością nieba.
Cytaty pochodzą z najnowszego przekładu Pisma Świętego Starego i Nowego Testamentu z edycji św. Pawła, Radom 2005





 AD.3. PRE-LEKCJE

"Jednoczesna obecność artysty w Kościele i w świecie"
prelekcja - 25 luty 2013r., Instytut Kultury Chrześcijańskiej w Olsztynie



projekt PAN: "MTA, może teraz alternatywnie" podtytuł:" Jesteśmy wolni i w tej wolności wybieramy sztukę opartą na Bogu"


 
Ten projekt zakłada dwa spójne ze sobą cele. Pierwszy cel, to uczczenie błogosławionego Fra Angelico - zakonnika malarza z epoki renesansu - patrona wszystkich artystów na świecie, którego powołał do tej godności sam bł. Jan Paweł II w 1984 roku, a którego liturgiczne wspomnienie obchodziliśmy tydzień temu - 18 lutego.Drugi cel - nadrzędny z racji troski o nasze artystyczne dusze - to świadectwo o wyborze Boga jako naszej Najlepszej Drogi artystycznej.
     Z wyrażeniem "alternatywa", które zawarte jest w tytule projektu nieodzownie wiąże się proces decyzyjny i decyzja. Subtelna, a jakże ważna różnica między tymi pojęciami polega na tym, że proces decyzyjny nie zawsze doprowadza do konkretnej decyzji. Grupa Poszukujących Artystów Niezależnych już zdecydowała: Niezaprzeczalnie Bóg jest dla nas alternatywą! Świadomość zagrożeń naszych artystycznych dusz, skłania do chronienia się w Bogu. Tylko Bóg daje siłę, aby przemieniać się wewnętrznie i tworzyć razem zdrową, artystyczną wspólnotę. Bóg jest dla nas alternatywą, czyli wyjściem ku nowej jakości życia artystycznego. Właśnie w tej kwestii zwróćmy uwagę na historię ze Starego Testamentu, a dokładnie na Księgę Wyjścia. Zaraz po księdze Rodzaju, w której czytamy w jaki sposób człowiek tak dotkliwie zerwał przyjaźń ze swoim Bogiem-Ojcem i Przyjacielem, Księga Wyjścia jest - co ciekawe - następną. I nie bez przyczyny. Ale teraz przypomnijmy sobie, co jest centralnym tematem tej Księgi ?... Jest nim wyzwolenie Izraelitów z niewoli. Istota tego wydarzenia nie ogranicza się do zerwania z uciskiem i poniżeniem jakiego doświadczali. Staje się także początkiem nawiązania prawdziwej relacji z Bogiem, z drugim człowiekiem i z samym sobą. Jest obrazem dojrzewania do jej nowej jakości. Istota "exodusu" nie ogranicza się tylko do tamtych czasów, wciąż jest żywa i aktualna, zwłaszcza teraz, gdy jesteśmy świadkami wyjątkowo negatywnego ciśnienia na wszystkie sfery ludzkiego życia. To ciśnienie ma jeden cel, a mianowicie: pozbawienie nas godności dziecka Bożego w imię wygody i nowoczesności. Obecna rzeczywistość próbuje w różny sposób negować Boga, a wrażliwe dusze artystyczne dalej utrzymywać w przekonaniu, że "mają swoje przywileje", "są tak bardzo wyjątkowi", "mogą być tacy jak Bóg" bez konsekwencji swoich poczynań i wygłaszanych ideologii. Czyż nie słychać w dzisiejszych czasach tego echa z ogrodu Eden... tego fałszywego zapewnienia szatana, że nic się nie stanie, jeśli my artyści będziemy o sobie myśleli jako o bogach, bo tworzymy aż sztukę?!....Nasz Pan Bóg, który jest Miłością pochyla się nad nami tak jak pochylił się nad dramatem Adama i Ewy, pytając mężczyznę: "Gdzie jesteś?", tak jak pochylił się nad bezradnością Izraelitów dając im Mojżesza. Nieustanna miłość Boga do nas sprawia, że będzie się On pochylał, aby przywrócić nam świadomość, że jesteśmy ludźmi, nie jesteśmy Nim, ale jesteśmy ludźmi. I to wystarcza, żeby być szczęśliwym już tu na ziemi. Ta prawda pozwala nam artystom odnajdywać swoja godność i podejmować odpowiedzialne życie w wolności! Również uzdalnia nas do przypatrywania się tej delikatnej strukturze jaką jest wrażliwość. Bóg nieustannie będzie walczył o naszą godność człowieka - artysty, pytając "Gdzie teraz jesteś? Co się z Tobą dzieje? JA, BÓG KTÓRY JESTEM, cały czas Cię szukam....z jednej przyczyny, bo Cię kocham do szaleństwa..." Przekonanie o tym, że głos Boga jest dla nas dobrem niezaprzeczalnym, daje nam poczucie stabilności w zetknięciu z rzeczywistością. Nasze jednoczesne różne obecności: intymna przy Bogu, we wspólnocie Kościoła oraz w środowiskach, gdzie pracujemy i przebywamy na co dzień, staje się jedną obecnością. Możliwe jest to, gdy mocno ufamy Bogu oddając Mu każdą najmniejszą chwilę życia. Jezus powiedział do świętego Piotra, że bramy piekielne nie przemogą Królestwa Bożego. Jakże pocieszające są te słowa, gdy je zaadoptujemy dla naszego artystycznego świata. Tutaj w Olsztynie, jako grupa artystyczna zabiegamy z całych naszych sił, by przybliżyło się do nas to Królestwo Boże, ta nasza "ziemia obiecana". Pragniemy być o nią zatroskani oraz odpowiedzialni. Ta odpowiedzialność to miłość do spraw Bożych i przyznawanie im pierwszeństwa. To kochanie, to przede wszystkim życie w łasce Bożej, podejmowanie indywidualnego trudu przemiany. Przyznawanie Bogu racji, że nasza codzienność bez Niego jest naznaczona ogromnymi trudami i traci sens, to dla nas prawdziwe błogosławieństwo!
Patron artystów całego świata, do którego dzisiaj się odnosimy - błogosławiony Fra Angelico "postawił" na Boga, zaufał Mu. My również - mając taki przykład i takie orędownictwo - jesteśmy pełni ufności, że nasza teraźniejszość i przyszłość jest bezpieczna! Błogosławiony Fra Angelico był włoskim dominikaninem żyjącym latach 1395 - 1455. Na czym polega jego niezwykłość? Pisano o nim już w tamtych czasach, że "nie wziął pędzla do ręki, zanim nie odmówił modlitwy". Razem z innymi wielkimi artystami renesansu, tworzył charakterystyczny styl dla tej epoki. Jednocześnie pozostał wierny Bogu w swoich poszukiwaniach twórczych, co zaowocowało znakomitymi dziełami sztuki religijnej cieszącymi się uznaniem do dzisiaj. Dla Fra Angelica sztuka i religijność pozostały nierozdzielne. Michał Anioł wyznał: "Ten człowiek malował sercem". Oczywiście,że tak malował. Patrząc na obrazy Fra Angelico wyczuwamy ten subtelny przekaz świata niewidzialnego, ale prawdziwie obecnego. Miłość do Boga, która przepełniała jego serce dała mu siłę. Malował dla Jego chwały i w konsekwencji wskazał, że to właśnie Bóg jest dawcą wszelkich talentów artystycznych. Jest źródłem, bez którego artysta obumiera. Czerpanie z Boskich źródeł uzdalnia każdego twórcę do jego indywidualnej artystycznej wypowiedzi. Jest także szansą na pogłębianie pokory, która cechowała samego Pana Jezusa. Historyk sztuki z czasów renesansu Giorgio Vasari napisał o Fra Angelico: " Ten zacny zakonnik nie był nigdy wystarczająco chwalony za swe pokorne wypowiedzi, dobre czyny, proste i pobożne obrazy". Ta wypowiedź przynagla mnie do refleksji, o tym że to całe szczęście dla Fra Angelico, ponieważ jego pokora i świętość mogły dojrzewać na zdrowym gruncie. Sobie samej i nam wszystkim życzę tego skupienia się na życiu w Bogu, na rzetelnym wypełnianiu naszego artystycznego powołania, a wszystko inne będzie nam dodane.

Za trzy dni nasz kochany Ojciec Święty Benedykt XI, złoży oficjalnie swoją posługę pasterską. Składając mu wyrazy wdzięczności, zatrzymajmy się na chwilę przy jego osobie. Ten wyjątkowo mądry Piotr naszych czasów, 11 października 2012 roku skierował list apostolski ogłaszający Rok Wiary. Podczas jego inauguracji papież wskazał na toczący ludzkość proces duchowego "pustynnienia". Moim zdaniem, należy bardzo poważnie wziąć sobie do serca tę wskazówkę. Zostało nam powiedziane, że świat stoi w obliczu niebywałego niebezpieczeństwa wyparcia się Boga. To jest ważna przestroga dla świata artystycznego, który reprezentujemy. Benedykt XVI mówił o nowej ewangelizacji, która powinna być chociażby próbą odpowiedzi zwrotnej na zjawisko "pustynnienia duchowego", a wyraził to w następujących słowach: "na pustyni trzeba nade wszystko ludzi wiary, którzy swym własnym życiem wskazują drogę ku Ziemi obiecanej i w ten sposób uobecniają nadzieję... dziś bardziej niż kiedykolwiek ewangelizowanie oznacza bycie świadkami nowego życia, przemienionego przez Boga".




"Miłość jest większa od wszechświata, bo Bóg jest Miłością!"
prelekcja 18 czerwca 2013r., Instytut Kultury Chrześcijańskiej w Olsztynie
projekt PAN : "MTA, Miłosci... Tobie Alleluja!...dziękuję za miłosć, za szansę kochania...dziękuję za miłość, za szansę tworzenia..."

W roku 1932 we Francji miały miejsce objawienia, w których Bóg Ojciec  przekazał nam wszystkim takie słowa:
„ Teraz nadeszła Moja godzina. (…) Ja sam przychodzę przynieść płonący ogień prawa Miłości, aby w ten sposób stopić i rozbić potężną warstwę lodu, która spowija ludzkość.” … Zobaczmy… co się dzieje na świecie?... jesteśmy świadkami coraz ostrzejszej walki o moralność w naszej codzienności. Potęga zła jest bardzo silna i nienawiść dotyka każdego z nas. A  miłość nie jest nienawiścią, jest jej totalnym zaprzeczeniem. Czy miłość dzisiaj jest dla nas najważniejsza, czy jest siłą przeciwko nienawidzących Boga? Tak, miłość jest najsilniejsza… czy bardziej potrafimy i chcemy kochać czy wolimy często walkowerem oddawać miejsca nienawiści?...
O miłości napisano już wiele ton książek na całym świecie. Te najprawdziwsze słowa na jej temat są w Piśmie świętym – księdze, która swobodnie mogłaby istnieć bez innych książek, bo jest bezkonkurencyjna. Paweł z Tarsu zapisał tam, że miłość nie jest jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zaniknie albo jak wiedza, której zabraknie… miłość jest największa, ponieważ jak też zapisał Jan Ewangelista:  Bóg jest Miłością!  My zatem, stworzeni na Jego obraz i podobieństwo również jesteśmy w stanie kochać… mocno kochać… Jak widzimy, żyjemy w bardzo trudnych czasach, gdzie miłość próbuje się spłaszczać, zepchnąć do kolejnego produktu na sprzedaż.
Nasze artystyczne wrażliwości mocno odczuwają całą zmieniającą się rzeczywistość. Ach… właśnie… jest ta świadomość w nas, jest ta refleksja nad tym co się dzieje. My artyści nie jesteśmy zamknięci w swoich twórczych światach. Nie czekamy, aż inni zajmą się prowadzeniem świata ku lepszej rzeczywistości Bożej. Królestwo Boże i Jego panowanie jest dla nas ważniejszą sprawą niż powiększanie naszego CV o kolejne sukcesy artystyczne.
Ach… ta słodka miłość… jest tak słodka, że jej mądry „ciężar” wymagań łatwo przyjąć… my, artyści bardzo potrzebujemy wymagań, które postawimy sobie samym i które postawią nam inni, ponieważ zadana nam wrażliwość niejednokrotnie znieczula nas na złe postępowanie. Tak jak jesteśmy wyczuleni na zewnętrzne zmiany, tak jesteśmy „przewrażliwieni na swoim punkcie”. Dlatego potrzebujemy prawdziwego artystycznego przewrotu kopernikowskiego. Co to znaczy?... a mianowicie, aby w centrum naszego układu był Bóg i drugi człowiek, a my żebyśmy „krążyli” i to w pełni zaangażowani wokół Boga i drugiego człowieka. Niech właśnie nasz PAN nam dopomoże, aby nie było odwrotnie i abyśmy nie wysadzali Boga z Jego tronu i zasiadali na Jego centralnym miejscu. Och! Jakże my artyści chcielibyśmy błyszczeć jak gwiazda na niebie, być olśniewający jak słońce… a to tylko Bóg jest Gwiazdą i Słońcem i Wszystkim! Tylko Bóg jest Najlepszym Artystą, a Jego Twórczość sięga poza granice wszechświata. Na prawdę szkoda naszego czasu i energii, aby Go ścigać i chcieć być większym… jak wiemy z Pisma świętego już raz ktoś popełnił ten błąd, a był to ten który miał na imię „niosący światło”, byli nimi Adam i Ewa… nie musimy powtarzać tej historii… nie trzeba się lękać… miłość wystarczy by tego błędu nie powielać, czego sobie i nam wszystkim życzę, a przede wszystkim błagam Boga o nawrócenie dla siebie. Otwórzmy się dla Chrystusa, który powiedział do siostry Józefy Menendez: "Jestem Miłością. Serce moje nie może już dłużej powstrzymać płomienia, który je trawi." Proszę gorąco, wszyscy przyjmijmy ten płomień!




AD.4.  LISTY DO ARTYSTÓW

 Słowa miłości do moich przyjaciół - artystów z okazji I rocznicy powstania grupy PAN, Olsztyn, dnia 5 i 17 czerwca 2012 roku we wspomnienie św. Brata Alberta patrona


Umiłowani moi Przyjaciele !


             Z wielkim wzruszeniem piszę do Was tych klika słów refleksji, pamiętając o tym, jak każdy z Was jest wyjątkową i utalentowaną osobą. Tak bardzo jestem szczęśliwa, że mogłam Was poznać i mogę Was dalej poznawać, ciesząc się każdym naszym wspólnym kolejnym spotkaniem. Dziękuję Wam z całej siebie za zaufanie jakim mnie obdarzyliście, dziękuje za Waszą pomoc i zaangażowanie, za wyrozumiałość i ofiarność. Dziękuję!
Z delikatnością i miłością pragnę Wam przekazać moje przemyślenia dotyczące kierunku działań artystycznych w którym podążamy coraz to większą grupą.
          Ukochani! świat nas potrzebuje, potrzebuje naszej wrażliwości artystycznej, a przede wszystkim naszej wrażliwości czysto ludzkiej, naszych otwartych oczu i serc na konkretne problemy, które stawia przed nami codzienność, naszych dłoni by pomagać i wspierać. To właśnie ta wrażliwość ludzka, wrażliwość na drugiego człowieka czyni z nas prawdziwych artystów, bo przetwarza jakość naszego artystycznego życia, by to nasze życie można u jego schyłku nazwać Arcydziełem. Nie mniej nasze dzieła artystyczne stają się kolejnymi i niepowtarzalnymi elementami lokalnej kultury warmińsko- mazurskiej i naszej narodowej.
           Jak obserwuję z wielka uwagą i ostrożną refleksją, nasze olsztyńskie środowiska twórcze mają jeszcze wiele 
do zaoferowania i do ukazania zakrytych pokładów, a w tym także i nasza grupa Poszukujących Artystów Niezależnych. My jako grupa, mamy wiele do zaoferowania, wiele do niesienia pomocy. To jest nasz czas, otwierają 
się drzwi by zanieść między innymi naszemu miastu, nową jakość życia artystycznego, życia opartego na zasadach moralnych, na umiłowaniu Boga i drugiego człowieka, właśnie przez sztukę. Wyraźnie podkreślam, właśnie przez sztukę, a nie dla sztuki. Gorąco Was zachęcam, stawajmy się takimi artystami, których charakteryzuje czysty styl życia, a mam na myśli tutaj: moralność, szlachetność, dobroć, a nade wszystko miłość. Nieśmy światu nadzieję. Stawajmy się prawdziwymi indywidualistami, charyzmatykami otwartymi na drugich i na Boga, od którego otrzymaliśmy tak wiele talentów, a najważniejszy z nich: zdolność do kochania! Nie bójmy się być charyzmatyczni, to znaczny: konkretni, przeźroczyści  i niepowtarzalni! Tego naprawdę oczekuje od nas sam Bóg, Który Jest Najgenialniejszmy Artystą! 
On zaprasza nas do tego, wyposaża i uzdalnia wobec każdego naszego twórczego działania. Ufajmy Mu! 
On pragnie z nami wspólnoty artystycznych serc, artystycznych umysłów, artystycznych dusz i ciał, pragnie  artystycznej wspólnoty emocjonalnej z nami. Wychodźmy z naszej rzeczywistości i idźmy do rzeczywistości innych ludzi jako artyści, artyści żyjący pełnia człowieczeństwa opartego na prawdziwym pięknie i dobru.

          Jesteście mi bardzo bliscy! Oddaję Wam swoja osobę, ze wszystkim tym, co jest Wam potrzebne. Pomóżcie mi proszę, dojrzewać do coraz piękniejszej miłości Boga i drugiego człowieka. Dziękuję!
     Wasza Małgosia Ewa Tuszyńska



                 LIST  o  WIELKIEJ  MIŁOŚCI, czyli  WIELKI POST...
list=post
Artystyczne zamyślenia Wielkopostne dla moich ukochanych w artyźmie i w Bogu :-)
Kraków -  między Skałką a Bratem Albertem, 3 marca 2013 roku

             Kochani.....najdrożsi.....ukryci w moim sercu....

                            Ten List nie jest ode mnie, piszę go z miłości, a Tej nie mam sama z siebie tylko od Jezusa. Tak bardzo Was kocham, dlatego nie mogę zatrzymywać myśli, tylko dla siebie...daję Wam je, jeśli tylko będziecie ich potrzebować.
Paweł z Tarsu, który "dał się oślepić miłością", napisał o Bogu do swoich ukochanych z Efezu, że ON BÓG:  "z miłości przeznaczył nas dla siebie". Z niczego innego, tylko i aż z miłości.
My, artyści nosimy w sobie wrażlwość, cudowny skarb odczuwania rzeczywistości i kontemplowania jej. Jakże przeżywamy miłość...jak to jest głębokie....ile barw przybiera, iloma dźwiękami jest słyszalna, iloma słowami jest wyrażana, ile gestów na nią się składa....
Dzisiaj jest trzecia niedziela wielkopostna. Przeżywamy kolejny Wielki Post. Który dla nas już tym razem? Które to podejście Jezusa do nas, aby nas zapalić miłością? Ile Wielkich Piątków za nami i przed nami?....
w ciszy... przy kołatkach...tak subtelnie szepce miłość, w ciszy przy kołatkach.......w Wielki Piątek............
Czym i Kim jest miłość i dlaczego słowo "wielka" też nie wystarcza na jej opisanie?....ponieważ  BÓG  JEST  MIŁOŚCIĄ, to Jego tożsamość....Jego imię nieskończenie brzmiące, które przekazał przez Mojżesza to "JESTEM,  KTÓRY  JESTEM". Skoro jest Miłością i Jest, to Jego słodke imię nieskończenie brzmi: "MIŁOŚĆ,  KTÓRA  KOCHA".
 Miłość to wspólnota, to też komunia. A komunia to zjednoczenie, trwanie razem, wymiana darów, zgoda i nieustąjace pragnienie bycia razem w poczuciu dobra, piękna, a przez to poczucie sensu, co ma dla nas ogromne znaczenie. Czy nie odczuwamy właśnie tego pragnienia bycia z Nim zawsze razem, a które objawia się jako tęsknota rozszerzająca serce?....Bycie z Nim zawsze razem jest możliwe, bo On jest bez przerwy blisko. Komunia z Nim może zdarzyć się tu i teraz, nie trzeba czekać na...  
 Czy nasze serca nie spalają się w pragnieniu bycia z Nim wciąż na "gorącej linii"?
 Bóg - Stworzyciel i my-twórcy.... Jezus, którego również uznajemy jako Najwspanialszego Artystę, jest i  był ze swoim Ojcem na "gorącej linii". Stąd Jego decyzja przyjęcia losu  człowieka. Stąd Jego decyzja o śmierci na Krzyżu. Jezus, tak jak i Bóg-Ojciec, są dla nas niedościgłymi wzorami w tworzeniu. Bóg stworzył Miłość, więc i my twórzmy miłość! Jesteśmy na Jego obraz i podobieństwo. Nosimy w sobie ziarna Jego boskości, czyli zdolności do tego aby żyć poza nienawiścią i wybierać dobro a nie zło, miłosierdzie zamiast krzywdy, czystość serca zamiast pychy twórczej. W liście do Filipian czytamy genialne słowa, które pokazują całą miłosną naturę Jezusa, a mianowicie, że  nie skorzystał ze sposobności, aby być na równi z Bogiem, ale ogołocił samego siebie, przyjął postać Sługi i był posłuszny aż do śmierci, a była to śmierć na krzyżu. Jezus dysponował najróżniejszymi talentami, mocami.  Jak przeczytamy cały Nowy Testament, swoje życie przeznaczył dla miłości....bo kto dla nienawiści uzdrawia, wybacza, staje w obronie drugiego człowieka?...kto, jak nie On, podnosi  ludzkie łzy i nadaje im wartość oczyszczajacą i przemieniającą?...
             Kochani, najdroższi....Wielki Post jest jak wielki list o miłości, gotowej na wszystko. Miłości  usprawiedliwiającej, na dobre uzdrawiającej...tylko o to chodzi Jezusowi!
Śmierć Jezusa, to wielka mowa obrończa dla każdego z nas przed Bogiem-Ojcem! Chrystus przez swoją Śmierć i Zmartwychwstanie, wyzwolił nas artystów do nowej jakości życia twórczego! Zrobił to raz i skutecznie, więc czy będziemy dłużej czekać z naszą odpowiedzią na Jego miłość i zaproszenie do wolności? Nie chciejmy "wracać do Egiptu, do domu niewoli".  Tego sobie i nam wszystkim życzę z całego serca. O to proszę Jezusa każdego dnia, proszę Go za każdego z Was po imieniu i proszę o nawrócenie dla siebie. 
Zmartwychwstanie jest naszą ziemią obiecaną. Proszę, nie wracajmy do Egiptu! Bóg jest obecny!  TEN KTÓRY  na mocy śmierci Jezusa, usprawiedliwił nas artystów ze wszystkiego! -  ON  JEST  OBECNY! TEN  SAM  NA  WIEKI!
 W tym czasie zamyśleń nad odkupieńczym arcydziełem Jezusa, przylgnijmy do Serca Jego i naszej najsłodszej Mamy, naszej twórczej MTA. Prawdziwie powiedzmy Maryi, że męka Jej Syna będzie bardziej rozumiana i szanowana przez nas, odtąd będzie przynagleniem do odwagi w rozwoju naszych talentów dla chwały Boga...

Najserdeczniej Was wszystkich pozdrawiam :-)
Gdziekolwiek jestem, jestem z Wami :-)
Małgosia

list ...
słowa miłości i tęsknoty i wiary
11 czerwca 2013

Kochani moi przyjaciele z grupy PAN... Dorotko, Jadziu, Joasiu, Żanetko, Basiu, Krysiu, Beatko, Alicjo, Zygmuncie, Leszku, Kamilu, Adamie, Piotrze... choć obecnie jestem w dalekim Krakowie, mocno czuję się obecna z Wami moi najdrożsi. Przez nasze już liczne wspólne miesiące pracy, z wielkim wzruszeniem przypatrywałam się jak głęboko Bóg jest z  nami, z naszą grupą. Jak prowadzi, jak chroni, jak oczyszcza i jak daje posmakować swojej najsłodszej Miłości. Zanurzona w nieustającej modlitwie, czyli osobistej rozmowie z Bogiem Ojcem, pragnę Wam przekazać i zapewnić Was, że Bóg jest szczęśliwy patrząc na wasze wysiłki, trudy, radości, sukcesy trwające w tej grupie artystycznej. Zostaliście wybrani przez Niego, przez Niego samego, a ja jestem tylko bardzo słabym Jego narzędziem. Najdrożsi uroczyście Was zapewniam i tego nie odwołam, że staliście się prawdziwym fundamentem, prawdziwym kamieniem węgielnym pod nową jakość życia artystycznego i wszystkich dzieł mniejszych i większych z tym związanych. Czy wiecie jak bardzo jestem wdzięczna Bogu za każdego z Was po imieniu, za każdego z Was osobiście?... Kocham Was coraz goręcej i proszę  o tę miłość od Was! Ile sił będzie we mnie - jak tylko z mocą Boga - będę Was bronić i chronić mając na pierwszym miejscu właśnie tę miłość do Was, jej wzrastanie! Nie bójcie się! Jezus Chrystus jest z nami, aż do skończenia świata i na wieczność, bo nasze imiona są zapisane w Jego Księdze Życia! Sama Maryja MTA, która jest Prazałożycielką i Najlepszą Opiekunką grupy jest z nami. Sam Duch Święty trzyma nas mocno! Odwagi! Nasi wszyscy patronowie grupy są z nami i w niebie prowadzą nieustający dialog na nasz temat. Jesteśmy bezpieczni, bo chronieni ręką samego Boga Ojca Największego Artysty! Przytulam Was, przesyłam uroczyste błogosławieństwo, to znaczy życzę Wam wszelkiego dobra zgodnego z wolą Boga!

 Wasza Małgosia Ewa Maria



List do moich ukochanych Przyjaciół Albertanów
z okazji
Pierwszej rocznicy powstania ich grupy
20 sierpnia 2013 A.D.
Kraków – Kazimierz 5 maja 2103
Między Skałką a Bratem Albertem


            Ukochani :-)
Poruszona do głębi wydarzeniem z przed roku, jakim jest dar powstania Waszej grupy w dniu 20 sierpnia 2012 roku, pragnę przekazać kilka słów mojej nieustającej wdzięczności. Kiedy po raz pierwszy napisała do mnie Tereska, przeżyłam chwilę ogromnej radości i ponownego spokoju w sercu, że Bóg na prawdę wziął na poważnie moje pragnienie i tęsknotę za Jego udziałem na naszych wszystkich artystycznych drogach. Jeśli dobrze pamiętam, to Tereska znalazła mnie pod hasłem „Ikony współczesne”, a mnie wcześniej znalazła Alicja Kostka pod hasłem „szukam plastyka” i tak przyszła Alicja z MTA, a MTA jest Fundatorką, Pra-założycielką i Najlepszą Opiekunką PAN. Ach... te wspomnienia są jak miód na serce... Dnia 16 listopada 2012 roku miałam ogromny zaszczyt Was poznać i powiedzieć kilka słów podczas pierwszej Waszej „Albertany”. Dziękuję za zaproszenie i tak bardzo gościnne przyjęcie. Jaka szczęśliwa wracałam do Olsztyna! Dziękuję! Z wielką radością czytam Wasz blog. Codziennie w Koronce do Miłosierdzia Bożego i Różańcu świetym proszę za wszystkich nas artystów w Polsce i na świecie, pamiętając o Was szczególnie gorąco. Czuję się z Wami mocno „razem”. Powołanie grupy Albertanie, było i będzie dla grupy „PAN” błogosławieństwem. Pomimo odległości z Olsztyna do Warszawy, pomimo braku dokładnej znajomości siebie nawzajem, jesteśmy jednego Ducha Bożego. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. W ubiegłym roku, gdy przeżywałam takie bolesne wewnętrzne obawy i rozterki czy jestem na dobrej drodze informując i zapraszając do współpracy, któraś z osób z grupy PAN podarowała mi pewien cytat, który do dzisiejszego dnia wisi w jednym z centralnych miejsc mojego pokoju – tym razem już w Krakowie – a brzmi on miej więcej tak : „pedagogika Boża polega na tym, że On daje pragnienie w sercu jak maleńkie ziarno z którym się „chodzi” i myśli tylko, bo wydaje się to najpierw niemożliwe do wykonania, potem jak już „coś” się dzieje, to wydaje się trudne, a potem... tak człowiek się dobrze rozejrzy, to wszystko jest już załatwione".  Właśnie... od „niemożliwe” do „załatwione” jest wielki krok z punktu widzenia ludzkiego, ale dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, a które są przede wszystkim w planach Jego. To wielkie wydarzenie powstania Albertanów jest głośną i wyraźną odpowiedzią Boga na to, że cały świat artystyczny ze swoją wyjątkową wrażliwością potrzebuje zwrócić się do Niego, do swojego prawdziwego źródła wszelkiej aktywności i sprawności twórczej. Już nadszedł czas najwyższy, aby Bogu wśród artystów przywrócić najgodniejsze miejsce. To On jest Kreatorem i Inicjatorem twórczości każdego z nas. To On pierwszy pokazał na czym polega twórczość, i więcej, pokazał człowiekowi na czym polega dzieło stworzenia, wobec którego my artyści jesteśmy tylko maleńkimi istnieniami mogącymi za sprawa Jego łaski coś odtworzyć. Jak wielka jest Jego miłość!!! Zobaczmy: podarował nam artystom predyspozycje do konstruowania za pomocą barw, dźwięków, ruchów, słów tego co odbieramy w zewnętrznym i wewnętrznym świecie naszej rzeczywistości. Jesteśmy tak blisko Niego, a On zaprasza nas artystów jeszcze bliżej, do całkowitego zjednoczenia się z  Nim. Wiemy z historii sztuki i świata jak wielu poprzedzających nas i z nami obecnie żyjących artystów zapomniało o Nim. Grupa PAN i Wy kochani „Albertanie” dzięki Jego miłości zostaliśmy właśnie zaproszeni na cudowna ucztę, na przeżywanie wspólnej radości z Nim tego kim jesteśmy z Jego woli, a przede wszystkim na świętowanie Jego niekończącej się nigdy Obecności. Zostaliśmy też zaproszenie bardziej wymagające, wymagające od nas, abyśmy mając już trochę większą świadomość, że należymy ze swym artyzmem do Boga starać się pociągać innych artystów z całą delikatnością i cierpliwością i miłością. Tego sobie, grupie PAN i Wam najdrożsi życzę pozdrawiając Was najgoręcej z Krakowa :-)

Kochani jestem z Wami:-)
 gdziekolwiek jestem, jestem do Waszej dyspozycji i służę Wam moją skromną osobą:-)
Małgosia Ewa Maria Tuszyńska



Adwentowe zamyślenia

Kochani, kochani, kochani,
Czy zbyt późno piszę dla Was te słowa?......dzisiaj jest 23 grudnia 2012 i już jutro kończy się Adwent…. wybaczcie, jeśli zawiodłam Wasze oczekiwania… czuję wewnętrzne przynaglenie i właśnie w tym późnym czasie gotowość do przekazania Wam moich myśli, ale moja osoba tak naprawdę nie liczy się, tylko TEN, KTÓRY  jutro przyjdzie by nas wszystkich zaprosić do swojego świętego, czyli odrębnego świata, gdzie wszystko jest  otulone miłością, gdzie jest prawda, dobro, wiara i nadzieja. Jutro w tę cichą noc przyjdzie TEN, KTÓRY BYŁ, KTÓRY JEST I KTÓRY PRZYCHODZI, KTÓRY PO PROSTU JEST ! Razem z Maryją naszą patronką Mater Ter Admirabilis, oczekujmy Go, bo ta nadzieja nigdy nie umiera. Prośmy Ducha Świętego, aby przygotował w naszych sercach iście artystyczne przyjęcie Pana Jezusa Chrystusa! Niech On Jezus, Emmanuel będzie Inicjatorem i Animatorem naszych wszystkich poczynań artystycznych! Zachęcam siebie i Was z całego serca: wierzmy, że Bóg Ojciec pragnie abyśmy właśnie artystycznie wyodrębniali się z tego świata, czyli stali się podobni do Niego samego…
Najcieplej Was wszystkich przytulam i pozdrawiam i modle się moja cichą modlitwą :-)
Wasza Małgosia



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz